O popularnym podatku „bykowym” znów zrobiło się głośno, a to za sprawą wypowiedzi sekretarza stanu z Ministerstwa Inwestycji i Rozwoju – Artura Sobonia, który chętnie widziałby powrót takiego datku na rzecz państwa. Czy faktycznie single i singielki znów będą musieli płacić za to, że nie mają dzieci?
Podatek „bykowy”, czyli co?
Popularne „bykowe” było pobierane już w różnych odległych okresach historycznych i miało ono różne znaczenia, w tym także było karą za spłodzenie nieślubnego dziecka. W Polsce podatek ten pojawił się po II wojnie światowej i płacony był przez osoby, które nie miały dzieci, były niezamężne i nieżonate oraz miały powyżej 21. lub 25. roku życia (wiek zawyżono po 1956 roku). „Bykowe” było w formie podwyższonego podatku dochodowego nawet o 20%. Co więcej, daninę płaciły także osoby, które pozostawały w małżeństwie od dwóch lat, ale nie miały dzieci.
Trudno określić, czy wpłynęło to na zwiększenie liczby urodzeń tylko po to, by nie płacić dodatkowej daniny, ale faktycznie w latach, kiedy pobierany był podatek rodziło się więcej dzieci. Wpływ na to jednak mógł mieć okres powojenny, kiedy pojawiła się w końcu nadzieja na normalne i bezpieczne życie.
Podatek „bykowy” obecnie
Nie wiadomo, czy podatek „bykowy” miałby dzisiaj sens, a to z kilku względów. Przede wszystkim przesuwa się wiek, w którym Polacy decydują się na ślub. Jest to warunkowane nie tylko psychiczną gotowością, ale także zwiększoną świadomością finansową lub mieszkaniową. Świadczenia 500+ nie przekonają osoby, która pobiera najmniejsze wynagrodzenie i mieszka w wynajmowanym mieszkaniu do tego, aby zdecydować się na dziecko. Z tego powodu tak poważne decyzje odkładane są na później, mówi się nawet o dojrzałym rodzicielstwie.
Jeśli plany rządu co do wprowadzenia „bykowego” okazałyby się realne, mogłyby spotkać się ze sporym oporem nie tylko ludzi młodych, ale także tych, którzy nie chcą lub nie mogą mieć dzieci z różnych przyczyn, w tym medycznych. Skąd wziął się więc pomysł przywrócenia „bykowego”?
Artur Soboń a „bykowe”
O „bykowym” znów zrobiło się głośno za sprawą sekretarza stanu Artura Sobonia, który powiedział, że single powinni płacić „bykowe”, bo to skłoniłoby ich do założenia rodziny. Co ciekawe, powiedział to w ramach wypowiedzi o programie „Mieszkanie Plus” jednak to nie ten temat zdominował media, a właśnie jedno zdanie o „bykowym”. Jak tłumaczył, to jego prywatna opinia, a Prawo i Sprawiedliwość nie ma póki co planów odnośnie powrotu tego podatku.
Nie wiem sama, co o tym myśleć. Dzisiaj, gdy tak wiele osób deklaruje, że nie ma zamiaru zakładać rodzin, posiadać dzieci, tylko liczy się dla nich hedonizm i konsumpcjonizm może faktycznie jest to potrzebne. Zwłaszcza myśląc o tym, co czeka singla na emeryturze. Jeśli ma ona być wypłacana tylko z jego składek – proszę bardzo.