SK Bank, kiedyś lider bankowości spółdzielczej, obecnie stoi pod ścianą. Jeśli ktoś liczył, że ogłoszony niedawno przetarg coś w tym względzie zmieni, to teraz musi spojrzeć prawdzie w oczy – nikogo nie interesuje zakup tej instytucji.
Co się stało z SK Bankiem?
SK Bank, czyli Spółdzielczy Bank Rzemiosła i Rolnictwa w Wołominie jeszcze do niedawna naprawdę dobrze prosperował. Pod koniec 2014 roku był największym w Polsce bankiem spółdzielczym. Ba, jego aktywa, przynajmniej oficjalnie, przekraczały 3,8 mld zł. I oto nagle dla tej przodującej wśród konkurencji instytucji z blisko stuletnią tradycją dobre czasy się skończyły, gdy 21 listopada 2015 roku Komisja Nadzoru Finansowego zawiesiła jego działalność, a dwa dni później złożyła wniosek o jego upadłość.
Skąd taka gwałtowna zmiana? Co doprowadziło SK Bank do takiego stanu? Odpowiedzialność w takich wypadkach zwykle spada na zarząd. I rzeczywiście, wytyka się zwierzchnictwu SK Banku stworzenie modelu działania opartego o finansowe mechanizmy budzące wiele wątpliwości.
Przyjmowano od klientów depozyty, oferując wyższe oprocentowanie niż inne banki, a następnie środki te lokowano w kredyty o wysokim, przekraczającym 10%, oprocentowaniu. Jednocześnie pobierano od klientów opłaty wpisowe na fundusze SK Banku, sięgające nawet 12% kwoty kredytu. Oferty te kierowane były do klientów w trudnej sytuacji, a kiedy nie radzili oni sobie ze spłatą, proponowano im nowy kredyt, znów pobierając wpisowe.
Przy takiej polityce SK Banku pozostawało już tylko czekać, aż ten system runie. Gwoździem do trumny okazał się brak rzetelnej sprawozdawczości. Rzeczywista finansowa sytuacja była ukrywana.
Nieudany przetarg
I oto SK Bank znalazł się w sytuacji nie do pozazdroszczenia. Niegdysiejszy gigant finansowy, a obecnie bankrut, został wystawiony na sprzedaż. Cenę wywoławczą ustalono w wysokości 200 mln zł. Jednak przetarg okazał się całkowitą klęską.
Syndyk Andrzej Wrzesiński wysłał do kilkudziesięciu banków zaproszenia do składania ofert, gdyż zgodnie z prawem nabywcą może być w tym przypadku jedynie inny bank. Zwykła firma czy osoba prywatna pozbawione są takiej możliwości.
No dobrze, a ile spośród tych kilkudziesięciu banków odpowiedziało na wyzwanie? Jeden. W dodatku odpowiedź ta wyrażała brak zainteresowania ofertą.
Dlaczego nie było chętnych?
Od początku raczej mało kto liczył, by znalazło się wielu chętnych na zakup przedsiębiorstwa. Jego wartość wynosi obecnie niemal dwudziestokrotnie mniej niż w 2014.
Co wobec tego miałoby skłaniać do wzięcia udziału w przetargu? Co mógłby zyskać ewentualny nabywca, poza samą marką? Majątek SK Banku, który przeszedłby w jego ręce, to nieruchomości i ruchomości, środki trwałe, wyposażenie placówek, a także roszczenia i należności z udzielonych kredytów. Natomiast ze sprzedaży wyłączono gotówkę, czyli około 60 mln zł wciąż znajdujących się w posiadaniu banku, część portfela kredytowego przeniesionego na NBP i roszczenia wobec Euronetu i Ministerstwa Finansów.
Jeśli chodzi o portfel kredytowy, to niemal w całości składają się na niego niespłacane wierzytelności znajdujące się obecnie na różnym etapie windykacji, bez gwarancji, że pieniądze te uda się wyegzekwować. Zabezpieczeniem tych kredytów są nieruchomości, problem w tym, że ich wyceny były nierzetelnie zawyżane w stosunku do rzeczywistej wartości.
Czyli kolejny upadek banku, no cóż, ostatnio mnie to jakoś nie dziwi. Zwłaszcza że był to bank spółdzielczy i rolniczy. No cóż, runąć to musi, a za jego upadek jak nic odpowiadają ludzie, którzy najwidoczniej chcieli po prostu nachapać się jak najwięcej pieniędzy.